O zorzach wieczorowych zatesknila droga,
Jarzebin krzaki mglisciej nizli glab.
Starucha izba szczeka swego proga
Zalosnie wbija w miekisz ciszy zab.
Jesienny chlod z lagodnym tchnieniem rosy
Do dworu owsianego pelznie mgla,
Przez blekit szkla wyrostek plowowlosy
Wciaz mruzy oczy z kawcza w niebie gra.
Objawszy rure skrzy sie z dymem w klebie
Zielony popiol z piecu barwy roz.
Tu nie ma kogos - wiatr o cienkiej gebie
O kims tam szepcze, nie zyjacym juz.
Po gajach komus juz nie gniesc stopami
Szczerbowy lisc i zloto rzewnych traw.
Westchnienie ciezkie, rwiac sie w dym dzwonami,
Caluje dziob krzyczacej sowy w staw.
Wciaz gesciej mgla, a w chlewie samy romans
I biala droga wzorzy sliski row...
I ocha wciaz jeczmenna tkliwie sloma,
Zwisajac z geby kiwajacych krow.