Ksiezyc oblok bodzie swoim rogiem,
Wznoszac w gore niebieskawy pyl.
Nikt nie zgadnie w nocy tej wraz z Bogiem,
Z czego to zurawi okrzyk byl.
Nocy tej przybiegla do zatoki
Ona z zielonawych trzcin i szlej.
Na chitonie piekne zlote loki
Rozsypala biala reka jej.
Wiec przybiegla, w zdroj rzucila okiem
I opadla z bolem jak pod koc.
W oczach zwiedly tlkiwe jej stokrotki
Jak bagienny gasnie plomyk w noc.
Lecz o swicie, z parnym juz tumanem
Odplynela, ledwie dzwiek i byl...
I jej miesiac kiwal za kurhanem,
Wznoszac w gore niebieskawy pyl.