Po co chodzic, w krzewach zaniedbanych
Gniesc lebiode, szukac sladu znow?
Wszak ze snopem wlosow twych owsianych
Juz na zawsze wyszlas z moich snow.
Z krasnym sokiem jagod na swej skorze,
Bylas czula, piekna niby sad
Tak podobna do schodzacej rozy
I jak snieg promienna w ciagu lat.
Ziarna zrenic twych wyblakly jednak, zwiedly,
Imie twe zniknelo wtem jak dzwiek,
Lecz pozostal w faldach sukni zmietej
Z rak niewinnych zapach miodu, wdziek.
W cichy czas, gdy zorza ostrzy kosy
Jakby kotek myjac lapka twarz,
Wciaz o tobie slysze tkliwe glosy
Spiewajacych z wiatrem wodnych czasz.
Niech czasami szepcze siwy wieczor,
Zes tam byla niby piesn i sen,
Jednak ten, kto zmyslil cie – do rzeczy
Potajemnej jasny dodal tlen.
Po co chodzic, w krzewach zaniedbanych
Gniesc lebiode, szukac sladu znow?
Wszak ze snopem wlosow twych owsianych
Juz na zawsze wyszlas z moich snow.