Odszedl dzien, ubylo nowych kres,
Znow sie posunalem do zachodu.
Lekkim ruchem bialych rak jak bies
Tajemnicy lat rozcinam wode.
W niebieskawej strudze lasow zlych
Wciaz szumowin chlodnych bije piana,
I przyklada pieczec niema rana
Falde nowa u niejasnych lich.
Z kazdym dniem sie obcym staje juz
I dla siebie i dla kogo czesc kazala.
Gdzies tam w polu czystym, w miedzach zorz,
Oderwalem cien swoj, snadz, od ciala.
Nieubrana wprost odeszla gdzies,
Odebrawszy zgiete me ramiona.
Gdziebadz teraz jest daleko ona
I innego uscisnela piers.
Moze byc, schwytajac sie wciaz don,
Ona o mnie calkiem zapomniala,
I, utkwiwszy wzrok w posepna ton,
Faldy warg i ust przez to przebrala.
Jednak zyje dzwiekiem dawnych lat,
Co jak echo bladzi za gorami.
Wiec caluje psimi juz wargami
Czarnym cieniem wytlaczaly kwiat.